Idziemy przez Yufuin a wszedzie wokol unosza sie obloki pary. Ze studzienek, kanalow, studni, domostw. Wszedzie para. Wszedzie gorace zrodla! W naszym hostelu idziemy skorzystac z tego wulkanicznego dobytku i zanurzamy sie w ponad szescdziesieciupieciu stopniowym wrzatku. A na zewnatrz snieg i piszczace jelonki.

To zabawne kiedy siedzi sie we wrzatku na drugim koncu swiata, a z glosniczka plynie „Cicha noc” tylko w nieco innym wydaniu. Bo wszystkie swiateczne amerykanskie standardy mozna tu uslyszec na kazdym kroku, choc zawsze w jakiejs powolnej, spokojnej, zwykle tylko instrumentalnej, wersji.
Nasz pokoik jest idealny. Maty na podlodze i suficie, drewniana podloga, niski stolik, tapeta w kwiatki, klimatyczna lampa, futony do spania, przesuwane drzwi i okna oraz widok na cale miasteczko i gory.
Nastepnego dnia rano idziemy do publicznych goracych zrodel, ale te okazuja sie… zbyt publiczne.

Obiad kupiony i odgrzany na stacji benzynowej smakuje cudownie. Potem pyza, lody i… rybie pedicure. Najedzeni i wylaskotani idziemy na dworzec i kupujemy bilety na dzis – na Swieta – do Nagasaki. Jedne z ostatnich biletow. Musimy siedziec w oddzielnych wagonach. 30mln Japonczykow jest w te Swieta w ruchu. Do tego paru turystow. Nie ma co ryzykowac – najpozniej jutro musimy zarezerwowac wszystkie bilety na cala podroz. O ile sie da!

Do Nagasaki jeszcze 2,5h, slonce juz zachodzi, a w Polsce dopiero 9:30 rano.

Wieczorny update: dojechalismy do Nagasaki. Z pokoju mmy widok na port i gore! Zjedlismy kolacje. Mial byc pyszny sos do miesa, ale niestety okazalo sie, ze to nie sos a zupa. Mieso bylo na sucho…