W srode przejechalismy pociagami grubo ponad 1000km w nieco ponad 6 godzin. Z predkoscia przekraczajaca niekiedy 299km/h. Shinkansenem.
Co prawda na pierwszy pociag omal sie nie spoznilismy (mylac po drodze kladke dla pieszych nad dworcem z przejsciem na perony), ale pozniej wszystko szlo juz gladko.
Nauczylismy sie na dobre uzywac przybytku jakim jest sklepowa mikrofalowka. Na dworcu kupilismy jedzenie, ktore od razy podgrzane, zjedlismy siedzac juz wygodnie w pociagu. W Tokio tez kupilismy w supermarkecie jedzenie i podgrzalismy jako kolacje w mikrofalowce przy kasach.
R. zauwazyl w pociagu, ze nie mamy przejsciowki do europejskiej wtyczki – musiala zostac w hostelu. Nie mozemy wiec doladowac telefonu z nawigacja ani innych telefonow (ktore i tak uzywamy tylko jako budziki, bo w Japonii) nie odbieraja zadnych sieci. Ale kupimy inna przejsciowke – myslimy i nie przejmujemy sie tym. Ale czy to sie okaze takie proste?
W nocy kupujemy mandarynki, na ktore R. mial ogromna ochote jeszcze zanim dolecielismy do Japonii.
Kto by pomyslal, ze tutaj pieski i kotki maja taaakie luksusowe zycie:)