
Jedzenie miejscowe
W Chile, zwłaszcza w Santiago, bardzo łatwo można trafić na wózki, z których za kilka PLN sprzedawane są duże kubki orzeźwiającego napoju mote. To zwykły sok brzoskwiniowy z kawałkami brzoskwiń i dużą ilością gotowanej pszenicy. Nie tylko pyszny, ale i orzeźwiający oraz sycący. Do jedzenia za to najłatwiej znaleźć completo. Jest to właściwie zwykły hot-dog, tyle że ze wszystkim – to znaczy z majonezem, ketchupem i guacamole. Smakuje średnio, ale to kwestia gustu. Na szczęście można spotkac wiele piekarni, w których można kupić empanadas czyli pieczone duże pierogi z mięsem, serem, cebulą, kukurydzą czy czym kto lubi. Oczywiście podawane na ciepło. A dla prawdziwych łakomczuchów ot...
więcej
Ryba po lwowsku
Po wielu próbach poszukiwawczych filetu z dorsza w niemieckich lodówkach, poddałam się i kupiłam bliżej nieokreśloną RYBĘ. Przepis z książki Kuchnia lwowska lekko zmodyfikowałam. Lwowskie pyszności Ryba po lwowsku Gotujemy garnek wywaru warzywnego (ziemniaczek, marcheweczka, por, seler). Rybę (przepisowo dorsz 1kg) rozmrażamy i kroimy na w kostkę, dodajemy bułeczkę wymoczoną w mleku, 1 cebulę w kostkę, pieprz, sól i wszystko miksujemy blenderem (przepisowo mielimy w maszynce do mięsa). Następnie kształtujemy z ryby kuleczki wielkości pingpongu, mocno dociskając i delikatnie wrzucamy do gotującego sie wywaru warzywnego na 30minut (lekko bulgoczącego) Sos: śliwki moczymy w 1 szklance białego w...
więcej
Gdy zostajemy w domu
Pierwszy raz od grudnia zostaliśmy w domu na weekend. Baśce dziękujemy za narzędzia, Pani z Bloga „Moje wypieki„: za przepis Nasze rady: użyjcie jak w przepisie czekolady gorzkiej, nie dodawajcie (zimnej ! O zgrozo!) wody, mleka do rozcieńczania czekolady Wszystko wg. przepisu się uda, bo my jak zwykle zaczęliśmy zmieniać, dlatego zaczęły powstawać na końcu takie „kulfoniki” :) Trufelek na ostatnim zdjęciu, powstał dokładnie wg. przepisu, więc wyszedł najładniej:) ...
więcej
by Boże Narodzenie trwało zawsze
Świąteczna Warszawa, pięknie udekorowany Nowy Świat. Mroczne ujęcie z Parku Saskiego W niedzielę udało udało nam się zjeść praliny i wypić czekoladę w pięknym wnętrzach Fabryki Czekolady Wedel. później dokończyliśmy spacer Nowym Światem do Zamku Królewskiego, podziwialiśmy naprawdę pomysłowe szopki bożonarodzeniowe w katedrze warszawskiej wykonane przez rodziny z parafii. ...
więcej
Takayama – Nowy Rok, snieg i jedzonko
Buddyście Sylwestra spędzają na modlitwie w świątyni i ustawiają się w kolejce do uderzenia gongiem w świątyni. Tego dnia nie widzieliśmy żadnych fajerwerków. Sami obaliliśmy małą buteleczkę szampana na schodach przy rzece, życząc sobie wspaniałego kolejnego, wspólnego Nowego Roku! Kolejnego dnia nie ruszaliśmy się nigdzie daleko. Nogi same nas niosły, wiec ostatecznie powędrowaliśmy do wioski pierwszych mieszkańców. Po drodze śnieg był tak lepki, że grzechem było nie ulepić bałwanka :) Po wizycie w sklepie Bulldog, przymierzaniu czapki w kształcie kupy, głodni poszliśmy szukać przystępnej knajpki, gdzie moglibyśmy ukoronować kulinarnie nasz pobyt w Japonii...
więcejCo jak w Tajlandii
Zakupy i rozrywka, czyli wszystko o czym nie można zapomnieć będąc w Tajlandii i Kambodży
więcej
no to Nara
Nasz pierwszy dzien w Kyoto byl niemal idealny. Nie dosc, ze wstalismy wczesnie w miare wyspani, zjedlismy normalne sniadanie (przy stole! a nie jak to czasem bywalo – np. na podlodze) i wyszlismy zwiedzac. Pogoda byla przepiekna. Najpierw udalismy sie na zachod, gdzie przeszlismy przez kolejny las bambusowy. Potem wspinajac sie na gorke, doszlismy do malpek, u ktorych spedzilismy duuuzo czasu. Pozniej powrot do miasta i pociag na poludnie – do Nary. Tam trafilismy na park, w ktorym mieszkaja dzikie jelenie. Po dlugim spacerze, wizycie w kosciele (okazalo sie, ze protestanckim), wstapilismy do naszego ulubionego...
więcej
Kto nie ma w glowie ten ma w nogach
Wczorajszy wieczor w Nikko byl zbyt spokojny. Kominek, kisiel, uzupelnienie bloga i wczesne pojscie spac. Dzis, po zjedzeniu kolejnej porcji kaszek i tostow z resztek naszego chleba, opuscilismy hostel az 5 minut przed czasem. Okazalo sie jednak, ze zbyt wczesnie, bo z pospiechu zostawilismy w nim nasz termos pelen herbaty. Nie chcialo nawm sie jednak po niego wracac, wiec zostawilismy bagaze w skrytce na dworcu i poszlismy zwiedzac. Okazalo sie, ze nasza mapa wyparowala w tajemniczych okolicznosciach, wiec musielismy zdobyc nowa. Po polgodzinnym spacerze dotarlismy do pierwszego kompleksu swiatyn (z oryginalnymi Trzema Madrymi Malpami) i juz tu zaczelo nam strasznie dokuczac zimno. N...
więcej
Wytchnienie w ruchu
Pobudka po czterech godzinach snu. Szybki marsz do bankomatu i jest! – gotowka laduje w portfelu. Wyprowadzka z miniaturowego pokoiku, kawka i odgrzewane w mikrofalowce kanapki w przydroznym sklepiku. znowu ladujemy na dworcu. Stamtad jedziemy do Kamakury obejrzec tamtejsze swiatynie i las bambusowy. Na posag Buddy nie mamy juz czasu, ale widzimy jeden ogromny z okeien pociagu. Na planowany wczesniej pieciogodzinny trekking tym bardziej czasu brak. Delektujemy sie chrupiacymi przekaskami wystawionymi „na sprobowanie” w sklepach. Zjadamy chyba tyle, ze moznaby zapelnic nimi ze dwa opakowania. Obiadek w zaufanej sieci wykwintnych restauracji – czyli odgrzewany w...
więcej
Shinkansen i mandarynki
W srode przejechalismy pociagami grubo ponad 1000km w nieco ponad 6 godzin. Z predkoscia przekraczajaca niekiedy 299km/h. Shinkansenem. Co prawda na pierwszy pociag omal sie nie spoznilismy (mylac po drodze kladke dla pieszych nad dworcem z przejsciem na perony), ale pozniej wszystko szlo juz gladko. Nauczylismy sie na dobre uzywac przybytku jakim jest sklepowa mikrofalowka. Na dworcu kupilismy jedzenie, ktore od razy podgrzane, zjedlismy siedzac juz wygodnie w pociagu. W Tokio tez kupilismy w supermarkecie jedzenie i podgrzalismy jako kolacje w mikrofalowce przy kasach. R. zauwazyl w pociagu, ze nie mamy przejsciowki do europejskiej wtyczki – musiala zostac w hostelu. Nie mozemy wiec ...
więcej
Dlugi dzien i Cicha noc
Do Nagasaki dojechalismy poznym wieczorem. Nastepnego dnia wybralismy sie przy pieknej pogodzie do parku polozonego przy porcie. Slonce, latawce, wysportowanie dziewiecdziesiecioletni Japonczycy. Przeszlismy spory kawal miasta, odwiedzilismy kilka swiatyn i kilkadziesiat sklepow. Potem wrocilismy do hostelu i przed udaniem sie na pasterke chcielismy zjesc nasza mala Wieczerze Wigilijna – duza jajecznice, barszczyk czerwony z proszku i lokalne pierozki z czyms krewetkopodobnym. Kiedy R. ewakuowal wlasnie barszcz z garnka do termosu, zeby zaniesc go do pokoju, K. stwierdzila, ze upewni sie co do godziny, o ktorej ma byc odprawiana pasterka. No i okazalo sie, ze godzine wczesniej niz nam ...
więcej
wypadek, lasy namorzynowe i jedzenie
Przedwczoraj przenieslismy sie w dol gorki (blizej morza) do innego domku z klimatyzacja. Jednak nie sprostal on oczekiwaniom zapachowo-temperaturowo-odglosowym i od wczoraj, po kolejnej przeprowadzce, znowu do domu mamy pod gorke. Nie ma klimatyzacji, ale jest wiatrak i hamak i bananowce przy werandzie i to wystaczy. Dodatkowo dzis okazalo sie, ze oprocz wszechobecnych malych gekonkow, nasza dzunglowa chatke zamieszkuja dwa naprawde duze niebiesko-pomaranczowe gekony. Wczorajsazy wieczor na werandzie spedzilismy w towarzystwie psa Psa i syjamskiego kota Kota. Niestety pogodzic sie ich nie udalo. A dzien spedzilismy na uciekaniu na skuterze przed tropikalnymi ulewami. Przejechalismy ok. 100 ...
więcej
Nieumiarkowanie w plażowaniu
Poszlismy na idealna plaze. Piaszczysta, z wysokimi palmami. Slonce w idealnym zenicie. Woda nawet sto metrow od brzegu gleboka na 1.3m. Krem z filtrem 30 uzyty. Wszystko niby idealnie, ale wrocilismy do domu obolali i czerwoni jak buraki. Na obiad wybralismy tilapie. Ryby okazaly sie ogromne, a zupa krewetkowo-jarzynowa miala chyba poltora litra. Pysznym rybom pozostawilismy jedynie glowy, ale zupie nie podolalismy. Za to w czasie posilku mi (R.) pod stolem podolaly komary. Naliczylem przynajmniej 24 ukaszenia na nogach, bo srodek przeciwko nim oczywiscie zostal w domku (wyszlismy tylko na chwile na obiad , a poza tym wczoraj zadnych komarow nie bylo). Na szczescie ponoc tu malarii nie ma....
więcejGorecej sie nie da
Bangkok. Dochodzi polnoc, a w powietrzu wciaz grubo ponad 30 stopni. Nawet zimna woda w prysznicu jest za ciepla. Ale i tak w porownaniu z tym co bylo w poludnie, teraz to prawdziwa ulga. W pokoju ciezko przezyc bez klimatyzacji, w lodowce czeka ponad 5 litrow wody. My jednak siedzimy na upalnym balkonie probujac przystosowac sie choc odrobine do temperatur, jesli mamy przezyc najblizsze dwa tygodnie. Piec pieter pod nami biegaja spasiony szczur i bialy pudelek. Na korytarzy spotkalismy mikro-jaszczurke. Z reszta w sklepach tez wszystko tu jest w mikro-opakowaniach. Ale maja czekolade Hershey’s (juz kupiona) i b.tani cukier trzcinowy. Natomiast herbata kosztuje ponad 100PLN. Jestesmy j...
więcejnajchętniej czytane

Dwulatek na szlaku

W chuście w Tatry!

Szukanie mieszkania po berlińsku

Tatrzański tydzień

Mieszkać tam, gdzie natura dzieli się swoimi owocami
