Ostatnie tygodnie mijają pod znakiem ciągłego zabiegania, zarobienia i lekkiego (a niekiedy i dużego) stresu.
Od poprzedniej do ubiegłej soboty codziennie kładliśmy się spać po pierwszej w nocy.
Owocem kilku nieprzespanych nocy jest nasz mały sukces w postaci kilku dużych świątecznych, pełnych prezentów pudeł, tworzących razem Szlachetną Paczkę.
Owocem kilku pozostałych, nerwowe układanie planu – co, gdzie i kiedy zobaczyć w Japonii, gdzie się zatrzymać i czym pojechać.
Plan wydaje się już w miarę spójny, kilka noclegów już jest zarezerwowanych (wszystkie właściwie cudem). Bilety kolejowe też leżą już w domu przywiezione prosto zza oceanu. Ale wciąż nie mamy ośmiu noclegów i nie jesteśmy wcale tak pewni środków transportu – w okresie świątecznym podróżować po Japonii ma zamiar ok. 29.7mln Japończyków, czyli mniej więcej 3/4 ludności Polski! W międzyczasie próbujemy zyskać zaufanie mamy-nadzieję-przyszłych-hostów-z-Couchsurfingu, pisząc w każdym mailu do nich potrójną ilość standardowych uprzejmości. Czytamy ciekawostki o Japonii i próbujemy odkryć ich skomplikowaną organizację społeczeństwa zmuszającą ich do pracy nawet w czasie ciężkiej choroby, do ogromnej liczby samobójstw i bardzo dziwnych pomysłów w dziedzinie wynalazków i teleturniejów. O narodzie, który wyznaje jednocześnie kilka religii, bo nie zdaje sobie sprawy z różnic między nimi.
Wydaje się, że najbardziej wyluzowany naród świata jest jednocześnie najbardziej spięty i nieufny.
Dziś R. sprawdził pogodę w jednym z dwóch miejsc, w których chcemy łapać stopa. Cóż – wiemy przynajmniej jedno – musimy wziąć parę ciepłych ciuchów: