Wszystko wychodzi na dobre


Przedwczoraj rano dolecielismy do celu. Szybko okazalo sie, ze nasze telefony nie dzialaja. Na szczescie zapasowa (internetowa) komorka zdolala zlapac jakas japonska siec, wiec nie jestesmy calkowicie odcieci od swiata.

Jeszcze na lotnisku dopadla nas tez burza. Mocno zweryfikowala nasze plany na Fukuoke i dlatego po baaardzo obfitym obiedzie w lokalnym (a wiec najlepszym i najtanszym) barze szybko pozasypialismy w swoich hostelowych pokojach.

Niedziela zaczela sie dla nas juz okolo szostej, bo wstalismy i tak juz nader wyspani, a poza tym planowalismy  isc na 9 do katolickiego kosciola. No tak, planowalismy… W rezultacie do kosciola dotarlismy ok.9.50. W sumie to nawet autobusem pojechalismy dobrze („do tego przystanku z trzema znaczkami i z widlami na poczatku”). Tylko potem poszlismy, za rada jednej pani sklepikarki, w zla strone. Po drodze pytalismy o droge wielu osob i wszyscy zawsze bardzo chetnie i z usmiechem na twarzy probowali nam pomoc. Jedno starsze malzenstwo zsiadlo nawet z rowerow, aby spokojniej sie naradzic i przedyskutowac ze soba to, w ktorym kierunku powinni nas skierowac, a gdy i tak nie doszli do porozumienia, sami zaczeli zatrzymywac innych ludzi i pytac ich o to samo. Bylo to dla nas bardzo mile zaskoczenie, bo wiele slyszelismy o rzekomym strachu Japonczykow przed obcokrajowcami. Fakt faktem do kosciola dotarlismy duzo za pozno. Kiedy weszlismy, wszyscy juz czyscili drzwi, szyby i oltarz. Prawdopodobnie w ramach przygotowan do Swiat, choc nie wykluczamy, ze dzieje sie tak co tydzien – Japonczycy to bardzo czysty narod i wszedzie (a zwlasza na dworcach) pelno jest ludzi, ktorzy cos sprzataja, poleruja czy dezynfekuja.

Na szczescie zobaczylismy proboszcza, ktory, wiedzielismy, ze jest Polakiem. Zapytalismy czy na pewno msza juz sie skonczyla. Owszem, ale powiedzial, ze za chwile odprawia msze w sasiedniej parafii, a gdy zapytalismy czy to jest daleko, zaproponowal, ze nas zabierze ze soba!
Tak to, mimo, ze nie zdazylismy na pierwsza msze, to zdazylismy na druga, na ktorej zostalismy osobiscie przez ksiedza przedstawieni, a w intencji naszej podrozy wszyscy sie pomodlili. Poza tym dostalismy nieoczekiwany prezent swiateczny – dwie piekne recznie rysowane widokowki i pudelko czekoladek!