Samochodem po Argentynie

W odpowiedzi na pewnego maila, którego dzisiaj dostaliśmy, nawiązującego do naszego posta o spaniu w samochodzie, chcieliśmy się z Wami podzielić tym, jak wyglądało wypożyczenie przez nas samochodu w Argentynie. Ku przestrodze ;)

IMG_2535

Nasza przygoda z wypożyczaniem samochodu w Argentynie była dla nas dość pouczająca. Na jednym z blogów podróżniczych znaleźliśmy informacje o wypożyczalniach i skontaktowaliśmy się z jego autorem. Polecił nam portal localiza.com. Po przeanalizowaniu ofert wszystkich firm stwierdziliśmy, że localiza ma rzeczywiście najlepszą ofertę. Zrobiliśmy rezerwację samochodu online (bez płacenia) na kilka dni przed planowanym odbiorem samochodu. Wkrótce przyszedł mail potwierdzający rezerwację, na którym była również godzina, którą wybraliśmy. Byliśmy wtedy w San Pedro de Atacama w Chile. Samochód mieliśmy odebrać w Salcie w Argentynie. Udaliśmy się tam więc autobusem i następnego dnia w południe pojawiliśmy się w punkcie odbioru samochodu localizy.

W bardzo małym punkcie obsługi klientów było troje sprzedawców, każdy miał swojego laptopa, żaden nie mówił prawie w ogóle angielsku, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie ma dla nas żadnego zarezerwowanego samochodu! Kiedy próbowaliśmy im wytłumaczyć, że zrobiliśmy rezerwację, stwierdzili, że może i tak, ale widocznie została anulowana, a w ogóle to mail, który dostaliśmy nie jest ostatecznym mailem. Mail w pełni potwierdzający naszą rezerwację powinien przyjść później. Początkowo próbowaliśmy się wykłócić lub wynegocjować nowy samochód, ale ponoć nie mogliśmy go odebrać dzisiaj. Kiedy próbowaliśmy przebrnąć i przez tą trudność wysunęli niepodważalny argument – w całym mieście, w żadnym biurze nie mają ani jednego samochodu.Więc jeśli chce się wypożyczać samochód w Argentynie to polecamy zrobić rozeznanie jakie drogi chcemy odwiedzić i wtedy zdecydować czy powinien to być 4 do wypożyczenia.

Zrezygnowani wyszliśmy i niemal po drugiej stronie ulicy zobaczyliśmy biuro Europcara (z którego korzystaliśmy już w Hiszpanii). Tam w biurze była tylko jedna osoba i do tego mówiąca dobrze po angielsku. Udało nam się zejść z ceny blisko 15%, ale i tak zapłaciliśmy jakieś 30% więcej niż planowaliśmy zapłacić w Localizie. Zgodziliśmy się, bo nie chcieliśmy już zmieniać naszych planów (bardzo się nastawiliśmy na wolność, którą gwarantował samochód po dwóch tygodniach spania w hostelach).

Co do pierwszej wypożyczalni (Localiza) po powrocie do hostelu okazało się, że owszem, nasza zrobiona kilka dni wcześniej rezerwacja została odrzucona, ale wypożyczalnia wysłała maila z tą informacją do nas dopiero… 20 minut przed terminem odbioru samochodu :) Dziś już wiemy, że nic nie jest pewne dopóki nie masz dwóch maili z potwierdzeniem i numeru rezerwacji!

IMG_2324

Nasz samochód to był Chevrolet Classic, a więc właściwie Opel Corsa Sedan. Miał zwykły napęd na jedną oś i rzeczywiście stwierdziliśmy, że na bardziej offroadowe trasy się nie nadaje. Przejechaliśmy wprawdzie część błotnistej drogi prowadzącej z Salty do Cachi, ale nie zapuszczaliśmy się dalej, gdzie nawierzchnia była już bardzo kiepska (dodatkowo cały czas przez trzy dni lał deszcz). Chociaż parę razy z rozpędu przejeżdżaliśmy przez strumienie :) Jednak dla spokoju ducha i bezpieczeństwa na szutrowe trasy polecalibyśmy raczej samochód z napędem 4×4.

IMG_2312

IMG_2266

Podczas bardzo stromego podjazdu pod termy we Fiambali samochód zgasł nam dwa razy :) Jednak niektóre, nawet proste odcinki dróg, są naprawdę rzadko uczęszczane (zdarzyło nam się jechać dwie godziny nie widząc innych samochodów), dlatego jeśli nie decyduje się na 4×4, trzeba wiedzieć, że w razie ugrzęźnięcia w błocie lub podjazdu będzie trzeba poradzić sobie samemu lub uzbroić się w cierpliwość.

Nasz samochód przewiózł nas bezpiecznie przez urwistą Cuesta de Miranda podczas jej remontu, także jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni, bo było to nasze najbardziej traumatyczne przeżycie motoryzacyjne w życiu!

Niemniej gorąco polecamy wypożyczenie samochodu, gdyż to pozwoli Wam być samowystarczalnymi i pozwoli Wam dotrzeć w wiele ciekawych miejsc, w które nie jeżdżą autobusy ani nawet kierowcy zabierający autostopowiczów :)

IMG_2470

niebieski raj | Chefchaouen

Z cyklu: gdzie mieszkać, przedstawiamy kolejne miasto. Tym razem będzie to Chefchaouen (czyt. Szafszawan) w Maroku – niepozorne miasteczko ukryte w górach Rif. Skrywa w sobie ogromny potencjał turystyczny. Jakieś 7 lat temu, kiedy tam byliśmy, mało kto interesował się tym miastem, ponieważ leży 2,5 godziny drogi autobusem od Fezu czy Tangeru. Jest to jednak wspaniałe i zaskakujące miejsce, które warto odwiedzić w czasie podróży wakacyjnych po Maroku. Chefchaouen jest całkowicie inne niż południowe miasta Maroka, zarówno pod względem handlu, turystyki jak i kuchni.

Strome niebiesko-białe uliczki wspaniałe miejsce na wakacje i obraz niespotykany w żadnym z innych miast Maroka

Początki miasta sięgają XV wieku. Chefchaouen zostało założone przez Mulaj Raschida jako baza do ataków na Portugalczyków. W kolejnych latach przybyli tutaj muzułmanie i Żydzi, którzy prawdopodobnie pomalowali miasto na niebiesko, aby przypominało im niebiański raj. Ponoć niebieskie ściany odstaszają również komary (gdyż te nie lubią koloru czystej wody)!

W Szafszawanie niebieskie są zarówno ściany jak i drzwi

Obecnie pigment służący do malowania ścian (kolor indygo, królewski niebieski) jest wytwarzany syntetycznie. Natomiast kiedyś był pochodzenia naturalnego, wytwarzany był jeszcze przez Fenicjan ze ślimaków morskich Hexaplex trunculus na wyspie Mogador koło marokańskiego miasta Essaouira (As-Sawira). Barwik indygo był wysoko ceniony w starożytności i używany tylko dla wysokich rangów arystokratów. Jako ciekawostkę dodamy jeszcze, że kolor indygo ogólnie oznaczał bogactwo i był popularny w całej Afryce Zachodniej oraz wśród nomadów plemiona Tuareg zamieszkujących Saharę.

Medina, czyli stare miasto Chefchaouen poprzekrawana jest wąskimi uliczkami, którymi w czasie deszczu woda leje się strumieniami w dół. Jak to bywa w marokańskim miasteczku, każde drzwi stanowią osobny zakład rzemieśniczy, sklep ze skórami, przyprawami lub jedzeniem, a każy plac to osobny souk (suk – targowisko) . Podobnie jak Polacy, również Marokańczycy cenią sobie pracę „na swoim”, nawet jeśli ich sklep to tylko 1×1 metr.

Pogoda w górskim Szafszawanie często jest deszczowa. Deszcz dodaje blasku malowanym uliczkom

W odróżnieniu od turystycznych targów w Marrakeszu czy Fezie każdy ze sprzedawców w Chefchaouen był spokojny, nienachalny i z każdym się bardzo przyjemnie targowało. Czasem zaskakiwało nas nawet to, że cena proponowana przez nas od razu była akceptowana przez sprzedawcę. Można powiedzieć, że kultura handlu jest tam całkowicie różna od tej znanej nam z innych miast Maroka. Negocjacje cenowe tak bardzo weszły nam w krew, że już po przyjeździe do Polski mieliśmy ochotę targować się nawet o bilet w kiosku. Poza tym osobiście byłam oczarowana kulturą dbania o klienta. W krajach arabskich (w tym również w Maroku) każdego klienta, nawet w handlu detalicznym traktuje się jak partnera biznesowego. To klient jest najważniejszy w całym procesie handlu, jemu poświęca się całą uwagę. Marokańczycy nie narzucają klientom swoich produktów, ale słuchają ich pragnień i próbują odgadnąć ich oczekiwania. Cena za towar ustalona po targowaniu satysfakcjonuje zarówno klienta, jak i sprzedającego. Klient nie czuje się oszukany ani naciągnięty, a sprzedawca ma poczucie, że również nie został przez kupującego potraktowany przedmiotowo, ale po partnersku.

Co kupić jako pamiątkę z wakacji? W Szafszawanie wybór jest bardzo duży, a ceny bardzo korzystne

Jako pamiątkę z Szafszawanu można kupić wspaniały, oczywiście niebieski, obraz

Jak mówił nam mężczyzna, który zabrał nas na stopa (w zasadzie to policjant złapał nam stopa), mieszkańcy gór Rif są spokojniejsi i bardziej zrelaksowani od mieszkańców na przykład Fezu. Może jest to spowodowane „legalną” uprawą cannabis w tym rejonie? Pan od „roślinek” (jak sam się określał) zaprosił nas na kawę w lokalnym barze w miasteczku Ketama. Tu widać kolejną różnicę, ponieważ mieszkańcy gorącej części Maroka upodobali sobie raczej znaną na całym świecie marokańską herbatę, a więc herbatę ze świeżymi gałązkami mięty i z ogromną ilością cukru. Mieszkańców Chefchaouen pogoda jednak nie rozpieszcza. Mieszkańcy gór Rif grzeją się w zimie, gdzie pada śnieg, przede wszystkim nie herbatą, a kawą. Może również z tego powodu w mieście nie zabrakło również łaźni miejskich – hamam.

W marokańskim Szafszawanie można też zwiedzić łaźnie (hamam)

Nasza podróż do Chefchaouen wiodła z Fezu przez Ketamę.

W autobusie okazało się, że autobus nie będzie wjeżdżać bezpośrednio do miasta. Zatrzymaliśmy się przy wjeździe do miasta, skąd wszystkich pasażerów zabrały dwie taksówki do centrum. Jak to z nami bywa, wcześniej nie załatwialiśmy sobie żadnego hostelu ani innego noclegu. Jechały jednak z nami dwie Marokanki, które też miały taki sam problem. Na szczęście kierowca taksówki polecił nam jeden z tańszych hoteli. Rzeczywiście cena biła wszystkie inne oferty na łeb, bo nocleg kosztował ok. 10zł za noc, a warunki jak na Maroko były bardzo dobre. Sam „Hotel Sahara” to riad, czyli tradycyjny marokański dom złożony z dwóch kondygnacji w andaluzyjskim stylu. Ściany zdobi zellij (pol. flizy) – drobna mozaika z geometrycznych figur, a także drewniane lamperie z wyrytymi cytatami z Koranu.

 

Zillej to część wspaniałej dekoracji naszego hotelu w Szafszawanie

Wracając do niebieskiego raju – miasteczka Chefchaouen, miasto jest szczególnie piękne wieczorem kiedy zapalają się latarnie, a kolory stają się o wiele bardziej intensywne. Kiedy przejdziemy przez medinę, a później wejdziemy już między nie tak turystyczne i wymuskane domy pod górę, zobaczymy z góry całe miasto. Zamiast monotonnego koloru indygo zobaczymy granaty, błękit, czerń. Wieczorem, tuż przed zachodem słońca usłyszymy nawoływanie muezina do modlitwy, które rozlega się nad całym miastem. Zobaczymy powoli zapalające się latarnie w dole mediny oraz pasterzy zaganiających owce i kozy do domu, dzieciaki bawiące się na ulicy i koty siedzące na murach.

Na szczycie miasta, tuż przy murach Szafszawanu, toczy się prawdziwe życie

Na głównym planu nowej części Szafszawanu toczą się dyskusje polityczne i naukowe, kwitnie też handel

 

Jak pozbyć się niepotrzebnych rzeczy?

Od pewnego czasu coraz bardziej odczuwamy chęć nieposiadania. Przejawia się ona tym, że staramy się pozbywać niepotrzebnych rzeczy i nie gromadzić kolejnych. A kiedy nam się to udaje, odczuwamy wielką satysfakcję. Jeśli przeczytaliście cykl naszych artykułów o pakowaniu minimalistycznym, wiecie zapewne, że według nas bagaż podróżny powinien być zbiorem najprzydatniejszych i najpraktyczniejszych narzędzi w podróży, bo w przeciwnym razie stałby się nie pomocą, a zbędnym ciężarem. Podobną zasadę możecie z pewnością zaobserwować w życiu, bo ilość nagromadzonych wokół Was przedmiotów, często zbędnych, raczej nie przekuwa się na odczuwane przez Was zadowolenie, prawda?

Często wręcz odwrotnie – może Was przytłoczyć. Jeśli dokładnie przeanalizujecie to, co macie w szafach, okaże się, że połowy z tych rzeczy praktycznie w ogóle nie używacie. Więc dlaczego by się z nimi nie pożegnać? My stwierdziliśmy, że wielu z naszych rzeczy możemy się w łatwy i często opłacalny (nawet w sumie kilkaset złotych miesięcznie!) sposób pozbyć i nie mamy na to żadnych inżynierskich patentów, ale najprostsze w świecie rozwiązania:

  • Książki, do których nie zamierzacie już nigdy wracać możecie komuś oddać lub sprzedać na portalach aukcyjnych lub grupach tematycznych. Zdziwilibyście się jak wielkie zainteresowanie budzą książki, które Wy możecie uważać za nieciekawe. Jeśli chcemy szybko pozbyć się książek, zamiast je wyrzucać, warto oddać do najbliższej biblioteki albo skorzystać z punktów tzw. booksharing. Są to najczęściej półki, schowki na książki na ulicy, z których każdy może wziąć do domu książkę oddając własną. „Ostatnio” booksharing widzieliśmy w Poznaniu
niepotrzebne-ksiazki
10 książek od prawej czeka na nowego właściciela!
  • Podręczniki, książki poradnikowe i inne książki do nauki, które przeczytaliście od deski do deski i do których „może zajrzycie jeszcze kiedyś w przyszłości” wystarczy tylko obfotografować aparatem cyfrowym, aby zachować sobie ich treść na przyszłość. Same książki można również korzystnie sprzedać, zwłaszcza, jeśli są w dobrym stanie. Nie wiem jak Wy pozbywaliście się w szkole książek z niższych klas, ale u mnie, szkoła organizowała targi podręczników. W holu szkoły każdy z uczniów mógł przynieść sobie stolik, porozkładać książki i sprzedać po niższej cenie młodszym kolegom. Oczywiście niezniszczone podręczniki sprzedawało się drożej, więc każdy z nas miał motywację, aby w ciągu roku je szanować i nie zaginać rogów;) Powiesz szczerze, że było to jedno z najbardziej przedsiębiorczych doświadczeń w moim życiu.
  • Kiedy przeprowadzaliśmy się do Berlina nie mieliśmy żadnych swoich naczyń, dlatego z rodzinnych domów przywieźliśmy trochę wszelkiego rodzaju kubków. Po kilku latach nasza kolekcja kubków znacznie urosła, wzbogacając się o te z różnych części świata. Przyszedł więc czas, aby nasze pierwsze kubki, zwykle reklamowe (Nescafe, Winiary, itp.), wróciły do swoich poprzednich właścicieli.
  • Aby Wasze szafy z ubraniami i butami się nie przepełniały, polecamy wprowadzić zasadę „one in, one out”, czyli za każdy nowokupiony ciuch, jeden opuszcza Wasz dom.
  • Przez nasz dom w ciągu pięciu lat przewinęło się kilkanaście telefonów. Niemal wszystkie, gdy już przestały być nam użyteczne, zostały przez nas sprzedane. Część z dużym zyskiem. Czego to ludzie nie kupią :)

niepotrzebne-telefony

  • Macie dużo jedzenia „na zapas” – kupne makarony, konserwy, słoiczki? Zużyjcie to wszystko jak najszybciej. Zobaczycie, że nie tylko zwolnicie miejsce w szafkach, ale uwolnicie Waszą inwencję kulinarną! Im mniej produktów tym więcej wyobraźni.
  • Mapy i przewodniki zalegające w szafach często nie na wiele już się zdadzą. W miastach budowane są nowe ulice, w każdym hostelu mapki można wziąć za darmo, a poza tym niemal każdy ma już taką na swojej komórce. Kiedy ostatnio przeczytaliście więcej niż 10 stron przewodnika będąc w jakimś miejscu? My zwykle dopiero po powrocie sprawdzamy co tak naprawdę widzieliśmy…
  • Jak najprędzej zużyjcie wszystkie próbki, małe kremiki, pasty do zębów i mydełka, bo jeśli nie zrobicie tego teraz, to za kilka lat i tak będziecie musieli je wyrzucić.

Jest wiele rzeczy, których możemy się pozbyć z domu bezboleśnie, ale oczywiście jest również wiele, z którymi mimo wszystko nie chcielibyśmy się pożegnać. Dlatego wszystko o czym pisaliśmy w tym wpisie do tej pory nie tyczy się przedmiotów:

  • mających dla nas wartość sentymentalną (jak np. zdjęcia, dobre książki, prezenty)
  • zbieranych umyślnie w „wyższym celu” (np. bilety kolejowe zbierane, aby obkleić nimi w przyszłości jakiś mebel :)
  • cennych, przywożonych z podróży (obrazy, naczynia, kapelusze); teraz staramy się z podróży przywozić rzeczy, które niosą ze sobą jakąś wartość – zrezygnowaliśmy z drobnych pamiątek, breloczków, magnesików itp. na rzecz obrazów, przyrządów kuchennych, ewentualnie naczyń. W przyszłości chcemy sami sprowadzać egzotyczne meble. Jeśli ktoś z Was ma już doświadczenie w transporcie kontenerowym, dajcie znać :)

kubki-z-podrozy

Nasze porządki nie są owocem filozoficznych przemyśleń, nie mają na celu oczyścić naszych umysłów, odciążyć naszych dusz czy uporządkować przestrzeni dla chińskiego smoka. Mają po prostu pomóc nam czuć się lepiej i pomóc znaleźć miejsce dla tego, co naprawdę ważne bądź przydatne.

Prenzlauer Berg – dzielnica idealna?

Prezlauer Berg w większości zamieszkują europejscy obcokrajowcy, studenci i rodziny z małymi dziećmi. W przeciwieństwie do dzielnicy Wedding czy innych zachodnich dzielnic. Preznlauer Berg, jako dzielnica północna Berlina Wschodniego nie była nigdy zamieszkana przez ludzi pochodzenia arabskiego.

7

Tutaj podobno jest najwyższy procent przyrostu naturalnego w całym Berlinie – ponad 2 dzieci na rodzinę! Rano rodzice wiozą na rowerach małe dzieci albo dzieci same na dwukołowych minirowerkach odpychają się i gonią swoich rodziców. To pewnie temat innego posta o pomysłowości rodziców i tym jak rodzice fajnie uczą dzieci praw ruchu drogowego.

3

W miejscu w którym mieszkamy rzeczywiście mamy bardzo blisko do różnych sklepów, środków komunikacji i lekarza pierwszego kontaktu. Jest to bardzo wygodne, bo nie trzeba specjalnie jechać autem choćby po świeże pieczywo, warzywa czy pizzę. Najbliższy sklep w zasadzie jest oddalony o 3 minut drogi od drzwi domu. Tuż przy parku obok nas znajduje się najstarsza działająca piekarnia w Berlinie. Zawsze rano ustawiają się tam długie kolejki po pieczywo i słodkości.  Jest też parę całodobowych sklepów tzw. Spätkauf/Späti prowadzonych przez Turków, gdyby zachciało się piwa czy zabrakło w nocy mleka:) W każdą sobotę do południa w uliczce obok odbywa się poza tym targ. Można kupić tam świeże warzywa, kwiaty, mięso czy używane ciuchy. Ceny produktów spożywczych są relatywnie wyższe od tych w sklepie obok, ale jeśli ktoś chce kupić bio warzywa od rolnika to tu ma taką możliwość. My najczęściej po warzywa jedziemy na Gesundbrunnen (Wedding) 20 minut na pieszo, do sklepu tureckiego z warzywami i owocami, gdzie ceny są 2 razy niższe od tych w niemieckim sklepie:) W Berlinie Turcy oprócz Spätkauf’ów prowadzą również sklepy owocowa-warzywne, gdzie można kupić naprawdę dobre i tanie owoce i warzywa.

Rozrywka

Pięć minut od nas ciągnie się główna ulica Schönhauser Alle, przy której sporo jest fajnych restauracji i sklepów, wiele też jest fast foodów, kebabów czy miejsc gdzie można kupić curry wursta np. Konnopke’s Imbiß (pierwszy fast food we wschodnim Berlinie od 1960roku). Jeśli najdzie nas ochota na kawę, już po drugiej stronie naszej ulicy może się jej napić. Zaczynając od kawiarni prowadzonej przez Włochów, a kończąc na specjalnej kawiarni dla rodziców z dziećmi. Również w innych uliczkach można znaleźć malutkie, urocze kawiarenki czy restauracyjki, które mimo, że mieszkamy tutaj od niemal pięciu lat, nieustannie odkrywamy.

Niedaleko naszego mieszkania znajduje się zagroda ze zwierzętami (Kinderfarm Moritzhof), z którymi dzieci mogą się pobawić się i zaopiekować się świnkami morskimi, kaczkami, kurami, królikami, kozami, owcami a nawet królikami.

2

Ciekawą ulicą z restauracjami jest też ulica Oderberger Strasse, która znajduje się tuż za parkiem Mauerpark. Spróbujemy tam kuchni niemieckiej, tajskiej, wietnamskiej, indyjskiej czy koreańskiej. Ceny nie są wygórowane jak na berlińskie warunki (ok. 6-10euro), a w południe w ciągu tygodnia można wybrać dania z Mittagsmenu o połowę tańsze. Ci, którzy lubią sportowe emocje, na pewno znajdą je w Max-Schmelling-Halle 

5

Poza tym w każdą niedzielę właśnie w Mauerpark odbywa się pchli targ ze używanymi ciuchami, meblami i rękodziełem berlińskich artystów. Na specjalnej kamiennej scenie tuż pod murem berlińskim odbywa się karaoke, które cieszy się ogromną popularnością.

4

Na wydeptanej polanie można pogrillować a w parku na Falkplatz poleżeć i poopalać się na pięknej zielonej trawie. Bliskość parków docenia się szczególnie w czasie lata, gdy w kamienicach temperatura jest wysoka. Wtedy można wziąć koc, zimny napój, dobrą książkę i pójść położyć się na trawie wśród drzew.

6

Bezpieczeńtwo

Poza tym nie możemy sobie wyobrazić lepszego miejsca w Berlinie pod względem tzw. „normalności”. Jest czysto, po ulicach nie walają się śmieci i czujemy się na każdej uliczce bezpiecznie. Jednak nigdy nie wybrałabym się na samotny spacer w nocy. Tak jak u nas w uliczkach jest jeszcze ok, tak już koło S-bahna kręcą się podejrzane typy i pijani turyści. Niestety, dopiero tutaj w Berlinie widziałam pierwszy raz w życiu, w dzień, w metrze sytuację przemocy słownej (na szczęście tylko słownej) szalonego człowieka na bogu ducha winnym człowieku. Chyba najbardziej przeraziła mnie obojętność ludzi, a w szczególności wielu mężczyzn wokół. Myślę, że w miejszym mieście taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca.

Ceny mieszkań

Jednym z mankamentów mieszkania na Prezlauer Bergu jest fakt, że w ostatnich 3 latach ceny mieszkań na wynajem wzrosły o ok. 30%. Dzielnica stała się bardzo popularna wśród mieszkańców południowo-zachodnich landów Niemiec oraz mieszkańców USA i Kanady. Jest ogromne zainteresowanie wynajmu mieszkań i ogromna „konkurencja”. Często do oglądnięcia mieszkania ustawiają się długie kolejki, nawet po 60 osób! Ceny mieszkań wahają się od 450€ za 32m², 600€ za 70m² (dwupokojowe) wzwyż… czy jest to dużo? Porównując ceny z Frankfurtu nad Menem 2x taniej, a na uwadze trzeba mieć to, że Preznlauer Berg po Mitte i dzielnicy Kreuzberg stał się najdroższą pod względem wynajmu dzielnicą Berlina.

 

1

Podsumowując, dzielnica Prenzlauer Berg jest jedną z najlepiej skomunikowanych dzielnic w Berlinie. Można stąd dojechać szybko w każde miejsce w Berlinie. Wszystkie potrzeby takie jak sklepy, ośrodki medyczne są w zasięgu ręki. Porównując dzielnice miast w których mieszkaliśmy tj. Wrocław, Zielona Góra czy Rzeszów to nasza dzielnica nie różni się tak naprawdę niczym szczególnym. O wyższości stanowi różnorodność restauracji i kawiarń w pobliżu i międzynarodowe sąsiedztwo. Zarówno w Polsce jak i tutaj nie potrzebujemy używać samochodu czy transportu publicznego, żeby zaspokoić codzienne pierwsze potrzeby. Myślę, że nie wynika to z wyjątkowości miejsca, ale raczej z dobrego planowania przestrzennego. Ponieważ o wiele łatwiej mieszkać w centrum miasta, gdzie szkoła, przedszkole czy ośrodki zdrowia są pod tzw. nosem, niż na nowo otwartym osiedlu pod miastem, gdzie trudno o schłodzone piwko ze sklepu, nie wspominając już o komunikacji miejsciej czy wysłaniu dziecka z kluczem na szyi do szkoły.

Jak zachować się w onsenie? Nie tylko w Japonii!

Onseny, czyli naturalne gorące źródła są popularną formą relaksu mieszkańców Japonii, ale można je też znaleźć w Chile, Argentynie czy we Włoszech. W Japonii na gorących źródłach są wybudowane często publiczne łaźnie (sentō) i baseny. Gorąca woda wypływająca ze źródła może mieć nawet 90 stopni, ale ta, która znajduje się w łaźniach jest już schłodzona do ok. 60 stopni. Woda ta jest bogata w pierwiastki i minerały. Najtańsze są łaźnie mieszane (męskie i damskie razem) i na łonie natury (najbardziej spektakularne), ale można też wykupić pobyt w droższych prywatnych (rodzinnych) basenach.

DSCN9431
Woda jeziora paruje, ponieważ spod domku wypływa gorące źródło, tam też można się wykąpać za darmo.

W Japonii najpopularniejsze są baseny dzielone: męskie i damskie. Co ciekawe gorące źródła, w których można zanużyć choćby stopy spodobały nam się tak bardzo, że gdziekolwiek jedziemy sprawdzamy czy aby Matka Ziemia nie obdarzyła tego regionu tak hojnie.

W Japonii z onsenu korzystaliśmy w popularnej „onsenowej” miejscowości Yufuin (taki Karpacz). Gdzie dosłownie z każdego odpływu parowała ciepła woda!

DSCN9383
Miasto Yufuin leży poniżej góry Kurakiyama.

W hostelu, który znajdował się 1 godzinę na pieszo od stacji w górę wioski, właściciel skierował gorący strumień w taki sposób, aby jego goście mogli korzystać z dobrodziejstw Matki Ziemi. Łaźnie były podzielone na część męską i damską z przyborami do mycia i masażu, a pomieszczenia pokrywała drewniana boazeria z naturalnym kamieniem. Robienie zdjęć w onsenie jest zabronione, ale tutaj wklejam zdjęcie z Wikipedii

onsen
Strefa mycia. źródło Wikipedia

Kiedy przyszliśmy na pociąg na peronie kolejowym zauważyliśmy miejsce, gdzie podróżni  czekający na pociąg mogą wymoczyć sobie nogi w ciepłej wodzie termalnej :) Szkoda, że nasz pociąg do miejscowości Fukuoka (Hakata) już nadjeżdżał, bo też byśmy sobie pomoczyli nóżki.

DSCN9512

W miejscowości Takayama, również znajdują się co najmniej trzy tego typu miejsca, w tym jedno na świeżym powietrzu.

Warto spojrzeć na mapkę z onsenami.

W Argentynie całkowicie przez przypadek mogliśmy zrelaksować się w basenach termalnych w górach (dosłownie) powyżej miejscowości Fiambala. Tak, przez tę miejscowość przejeżdża również rajd Dakar. Poniżej term (kilkanaście kilometrów serpentynami) znajduje się urocza miejscowość, a do samych term trzeba prowadzi bardzo ostry podjazd.

IMG_2672

Tam, inaczej niż w Japonii można wygrzewać się w basenach w stroju kąpielowym, a obok połączonych ze sobą basenów kaskadowych są ustawione wiaty na rodzinne imprezy. Przy wjeździe należy określić się czy śpi się w prywatym domku czy w namiocie, płaci się odpowiednią kwotę i dostaje odpowiedni bilecik. Ponieważ podjazd pod górę był ekstremalnie ostry, postanowiliśmy podjechać niemal pod same baseny i tam już na parkingu spać w samochodzie. Należy pamiętać, że baseny są oświetlone i czynne całą noc, co wygląda to fenomenalnie. Poza tym w knajpce powyżej basenów można tam naprawdę smacznie zjeść i to w rozsądnej cenie.

Kaskadowe termy we Fiambali. Chile

 

W Chile na pustyni Atakama warto odwiedzić gejzery el Tatio (4300 m.n.p.m)

IMG_1801
Gejzery el Tatio. Chile

Ogólnie wyruszyć można do nich można z miejscowości San Pedro de Atacama, gdzie wykupuje się po prostu wycieczkę z przewodnikiem (bardzo popularne, ale czasu na kontemplację majestatycznej natury jest bardzo mało, za mało) albo wynająć auto (międzynarodowe prawo jazdy). Przed wschodem słońca na wysokości ponad 4000m n.p.m. ogląda się gejzery, zajada śniadanie, a potem turyści są wiezieni do źródeł termalnych, gdzie mogą wymoczyć się w dość partyzanckich warunkach na powietrzu o temperaturze zaledwie kilku stopni Celsjusza. W czasie zimy temperatury spadają do -15 stopni na lądzie, a więc kto odważniejszy, ten wskakuje do basenu. W okolicy San Pedro de Atacama znajdują się również inne źródła termalne, o nazwie Puritama.

IMG_1829
Gorące źródła obok gejzerów el Tatio

Zachowanie pewnych zasad w każdych gorących źródłach jest bardzo ważne, przede wszystkim, ze względów higienicznych, ponieważ woda nie jest chlorowana ani odkażana tylko swobodnie przepływa przez zbiornik podobnie jak w jeziorze. Generalnie co kraj to obyczaj i warto przyglądać się innym osobom. Co warto wziąć ze sobą do basenów termalnych, to:

  • Ręcznik i mydło

Przed wyjściem do onsenu bierzemy swój ręcznik oraz przybory do mycia, mogą przydać się też klapki. Czasem można wszystko kupić na miejscu.

  • Na golasa/ w stoju kąpielowym

Przed przystąpieniem do mycia ciała należy pozbyć się swojej całej odzieży :) Jako, że Japończycy cenią sobie ład i porządek, należy je w kosteczkę poskładać i położyć na półkę lub do kosza. W Argentynie czy Chile podchodzą do tego bardziej liberalnie i do gorących źródeł wchodzą w stojach kąpielowych.

  • Myjemy się

Przed wejściem do basenu należy dokładnie umyć ciało albo swoim żelem pod prysznic (lub mydłem) albo kupionym na miejscu. Często w sentō jest już przygotowany żel pod prysznic. Dodatkowo należy związać długie włosy, o ile ktoś ma je bardzo długie ;) W basenach nie powinno się nurkować ani zamaczać włosów ;)

  • Gotowi!

Najzdrowiej wchodzićdo basenu baardzo powoli i stopniowo przyzwyczajać ciało do bardzo wysokiej temperatury. Jeśli jest kilka basenów z różną temperaturą, wybieramy ten ciepłą i stopniowo przyzwyczajamy nasze ciało do wyższej temperatury. W takiej „zupie” jedni potrafią przesiedzieć 40 minut, inni natomiast mają dość już po 10 minutach… Na całym terenie basenów nie powinno się głośno rozmawiać ani biegać, jest to przecież strefa relaksu i wyciszenia.

  • Inne praktyczne rady, które znaleźliśmy w czeluściach internetu:  Nie wolno objadać się przed wejściem do gorących źródeł, nie wolno też być głodnym, parę godzin przed wejście należy systematycznie się nawadniać, zaś po wyjściu również wypić parę szklanek wody, kobiety nie powinny wchodzić do gorących źródeł w czasie menstruacji

Ze względu na wysoką temperaturę, osoby z nadciśnieniem nie powinny korzystać z takich przybytków, ponieważ wzrasta ryzyku zawału. Natomiast w razie jakiegokolwiek złego samopoczucia typu duszności, mroczki przed oczami należy jak najszybciej wyjść z basenu. Ponadto np. w Argentynie przy basenach wisiała szczegółowa tabelka pokazująca ile minut powinno się przebywać maksymalnie w basenach o różnych temperaturach wody.

Mieliście może okazję zażywać kąpieli w gorących wodach termalnych? Jesteśmy bardzo ciekawi Waszych opinii i historii!

Choroba w podróży

Naszą wymarzoną podróż planujemy od ponad roku. Niestety już trzeciego dnia łapie nas przeziębienie albo po posiłku czujemy się „nieswojo”. Oczywiście przed podróżą powinniśmy zaopatrzyć naszą podręczną apteczkę w leki sprawdzone leki: na ból głowy, gardła czy biegunkę. Ale założmy scenariusz, że akurat nie mamy takich leków w apteczce idziemy więc do lokalnej apteki! Nie obawiajmy się konfrontacji z famaceutą, ponieważ to on często wie lepiej, jakie lokalne specyfiki nadają się na wyleczenie naszej dolegliwości.

Czytaj dalej „Choroba w podróży”

pozytywne emocje, mecz siatkarzy w Berlinie

Dziś polscy siatkarze w Berlinie grają z Francją o awans na olimpiadę w Rio de Janerio w 2016 roku. Parę dni temu osobiście mogliśmy dopingować biało-czerwonych w meczu z Sebią w Max Schmiling Halle w Berlinie. Dla mnie było to pierwsze tego typu kibicowanie, nie ukrywam pełne pozytywnych emocji.

Czytaj dalej „pozytywne emocje, mecz siatkarzy w Berlinie”

Spanie w samochodzie

Czy zdarzyło się Wam kiedyś nocować w samochodzie? Bo nam tak. I to wiele razy. Pewnie niektórzy powiedzą, że to niewygodne, że zimno, że nie ma łazienki. Ale my chcemy Wam dowieść, że spanie w samochodzie to świetny, bezpieczny i tani sposób na nocleg nie tylko w dalekiej podróży, ale również podczas krótkich krajowych wypadów.

Czytaj dalej „Spanie w samochodzie”

Pakowanie minimalistyczne – podsumowanie

Nadszedł czas na podsumowanie szerokiego tematu jakim jest pakowanie minimalistyczne. Mamy nadzieję, że udało nam się przedstawić Wam go w dość przystępny sposób poczynając od pokazania Wam podstawowych błędów jakie robiliśmy podczas naszych pierwszych podróży i od tego jakie podjęliśmy wyzwanie, przez to jak zabieramy się do pakowania, jakie ubrania i gadżety wybieramy do bagażu, jak pakujemy telefon, aparat i pozostałą elektronikę, jakie wybieramy torby, śpiwory, niezbędne drobnostki i małe zamienniki, po to do czego radzimy się spakować i jakie praktyczne rozwiązania zastosować.
Po powrocie z Chile stwierdziliśmy, że nasz system pakowania bardzo się sprawdził, gdyż praktycznie nie było w naszym plecaku rzeczy, któe by nam się nie przydały, jak również niewiele było takich rzeczy, których nam zabrakło. Jeśliby rzeczywiscie takich rzeczy się doszukiwać, to byłyby to:
  • mała świeczka/znicz jako romantyczny dodatek do kolacji na polu namiotowym
  • kabelek pozwalający na podpięcie czytnika kart lub pendrive’a do smartfona – Przydałby się nam, gdy chcieliśmy zgrać muzykę od kierowcy naszego autobusu.
  • wtyczka samochodowa na USB
  • czarna mała taśma izolacyjna – do obklejenia znaków firmowych na aparacie, żeby mniej rzucał się w oczy
  • woreczki do lodu – do zrobienia sobie własnych drinków :)

Wszystkie pozostałe przedmioty i ubrania okazały się bardzo przydatne i żaden z nich nie sprawił kłopotu ani nie zawiódł, dlatego polecamy korzystanie z naszych rad, ale czekamy również na Wasze opinie, komentarze i doświadczenia z pakowania minimalistycznego.

Pakowanie minimalistyczne – praktyczne rozwiązania

Ku naszej uciesze podczas naszej podróży do Chile i Argentyny udało nam się całkowicie uniknąć obwieszania plecaków od zewnątrz, tzn. nawet przy maksymalnym zapakowaniu plecaków nie trzeba było wieszać śpiworów ani nawet karimaty z zewnątrz.

Duże pamiątki (obrazy, poduszki, ubrania, naczynia, paczki herbaty), które kupiliśmy pod koniec naszej podróży,  spakowaliśmy do zwykłego sztywnego kartonu po oleju (40x30x30cm) wziętego z supermaketu. Pudło owinęliśmy taśmą duct tape oraz żyłką do prania, z której również zrobiliśmy uchwyt, żeby pudło było poręczne. Zamiennie zamiast pudła można użyć tzw. ruskiej torby – koszt również jest niewielki, choć musi być lepiej zabezpieczona niż sztywne pudło.

Niepotrzebne rzeczy z portfela zostawiliśmy przed wyjazdem w domu – zamiast czterech kart do bankomatu wystarczyły z pewnością tylko dwie, a karty na stołówkę, siłownię czy krewkarta też za granicą nie byłyby przydatne.

Kiedy pakowaliśmy różne drobne rzeczy do małych woreczków, stwierdziliśmy, że po ich zawiązaniu spokojnie można odciąć całą górną część woreczka – zajmowały nieco mniej miejsca (nie mieszały się ze sobą i nie szeleściły tak), a i tak zwykle po otwarciu nie były już potrzebne.

Wydaje nam się, że wszystko co najważniejsze na temat pakowania minimalistycznego udało nam się już przedstawić, dlatego w kolejnym poście pożegnamy się już z tematem robiąc krótkie podsumowanie.